kurcze. ale od rana za mną chodzi nasze, polskie morze. odkąd pamiętam, prawie każde wakacje spędzałem nad Bałtykiem. najpierw z rodzicami. później we dwójkę. i co ciekawe prawie zawsze była to mała mieścinka niedaleko Kołobrzegu. można powiedzieć, że rosłem razem z tą miejscowością.
gdy pierwszy raz tam przyjechaliśmy to były w niej może ze trzy sklepy. kilka smażalni ryb i to głównie w porcie, szkoła podstawowa dla klas 1 – 3 i jakieś postkomunistyczne ośrodki wczasowe.
teraz ciężko znaleźć tam miejsce mimo, że ośrodków wypoczynkowych, pensjonatów, hoteli, kwarter prywatnych jest od groma. w tym roku pewnie z racji strachu przed spotkaniami z innymi ludźmi będzie inaczej. jednak nie zmienia to faktu, że miejscowość z małej wioski rybackiej przemieniła się w piękną, nadmorską miejscowość pełną ekskluzywnych hoteli, gdzie sesje na instagrama robią sobie znane gwiazdy kina i telewizji.
długa droga
nad morze mamy bardzo daleko. podróż jest slowly jak cholera ale i tak lubię spędzić te, czasami, kilkanaście godzin w samochodzie aby później wyjść na plażę i słuchać szumiącego morza.
powiem, szczerze, że nawet podoba mi się ten folklor w postaci tych parawanów, sprzedawców orzeszków i popcornu. ten piach lepiący się do wszystkiego. hałasujące kolonie. janusze i ich grażynki. sebiki ze swoimi karynami a obok nich brajanek i dżesika. tak. ma to swój urok. to taki nasze, swojskie. a jednocześnie te amerykańskie dolczegabany i empojroarmaniany na koszulkach polo. siedzisz. patrzysz i nie możesz wyjść z podziwu. a czas tak slowly przelewa się przez palce.
po drodze
staramy się jeździć zawsze na minimum 14 dni od paru lat wychodzi nam 16 raz chyba 17 dni poza domem. poza domem bo po drodze zatrzymujemy się i śpimy w połowie drogi. raz był Wrocław, innym razem Toruń. dobrze tak się zatrzymać. zobaczyć inne miasto. innych ludzi. zobaczyć czy oni też lubią slowly lub czy się raczej śpieszą. rano wstać. wziąć kąpiel. zjeść śniadanko i w dalszą drogę. no ale co będzie w tym roku tego nie wie nikt.
jutro rozmowa
dzisiaj na stówę nie będę siedział do późna bo jutro mam drugą rozmowę, z potencjalnym pracodawcą. w dodatku to będzie video rozmowa więc tym bardziej trzeba być wyspanym aby nie wystraszyć ludzi po drugiej stronie kamery.
a tak na koniec, podsumowując dzisiejszy dzień napiszę, że zamknąłem kolejne wdrożenie w czasach epidemii więc chyba daję radę na tym home office. mało tego są plany na trzy kolejne zamknięcia. mam nadzieje, że w kwietniu sporo spraw się doprowadzi do końca.
do następnego,
marek